Pierwszy dzień a6w wczoraj zaliczyłam w przerwie w nauce biologii.
Swoją drogą - drugi dzień pod rząd wychowawca mnie złapał na dzieleniu się z kolegami pracą domową z biologii.
A jutro dostanę dokładną rozpiskę z ocenami dla rodziców. To chyba koniec już.
Ale żyjmy dniem dzisiejszym, a nie jutrem, jutro będzie futro.
Tak więc rano wstałam i albo ja nie komunikowałam, albo moja mama. Bo stwierdziła, że "zgodnie z obietnicą nie ma zamiaru wstawać rano". To ja wszystko sama zrobiłam sobie, zdziwiona, ale wytłumaczyłam to sobie, że pewnie siostrze mówiła.
I zaraz przed moim wyjściem nagle zeszła zdziwiona temu co mówiła.
I tak nic nie zmienia faktu, że jej poranny 'odpał' zawalił mi całą moją harmonię porankową i nie dość, że jeden bus mi zwiał, to na następny miałam normalnie biegi sprinterskie.
I wleciałam spóźniona - po czym kolejne kilka minut szukałam klasy bo salę zmienili. Ale ze mnie ubaw mieli jak "kuknęłam" do sali w której byli i dopiero po chwili skapnęłam się, że to jest moja klasa.
A chemia była wolna bo 3/4 klasy poprawiało sprawdzian, z którego dostałam 4+. I miałam czas dla siebie.
I biologia też na spokojnie mi zeszła. W końcu jak to moje chłopaki z klasy mi wypominają: miałam iść na
biol-chem, trafiłam na humana i przeniosłam się na mat-fiz-inf... Po mojej biologii i chemii to chyba jednak widać.
Po lekcjach miałam spotkanie z znajomymi z rejsu i poszliśmy na cappuccino do knajpki przy Starym Rynku. Bardzo przyjemnie spędziłam czas, nawet godzinne spóźnienie do domu nie zepsuło mi humorku, z resztą nawet mama się nie czepiała, tylko na mnie spojrzała i spytała czemu nie odbieram telefonu, bo dzwoniła 4 razy gdzie jestem.
Ogólnie śmieszny dzień. I w sobotę do szkoły.
Ok, rozpiska:
Śniadanie: granola z jogurtem naturalnym, herbata i kawa. :kawa1:
II śniadanie: cappuccino, deserek tropikalny Gerbera zjedzony o 16.30 na przystanku (wiecie, że mimo śniadania o 6 rano do 16.30 w ogóle głodna nie byłam?
)
Obiad: odrobinka sałatki z kuskusem i kurczakiem oraz kurczak pieczony beztłuszczowo zawinięty w tortillę pszenną. I herbatka.
No, i kolacyja przede mną. Znając życie to bedzie Gerberek.