masakra.... szkoła mnie wciąga jak jedno wielkie bagno. nie mam czasu na ćwiczenia
na razie na w-f cwicze. za to staram sie uważać na to co jem. Dzisiaj lekcje zaczęłam o 7.15, a skonczylam o 15.15....
jestem wyczerpana
jeszcze mam Stepy akermańskie na pamieć, dzisiaj kartowka byla, spr wczesniej, dialog na jutro, i pelno nowych sprawdzianow zapowiedzianych. po mału tracę wiarę.... ale jakoś to będzie...
rozpiska:
pół jogurtu ok 150 g + płatki kukurydziane (ok garść)
w szkole dwie kromki chleba orkiszowego z dżemem truskawkowym
na obiad ziemniaki kawałek mięska i sałatka gyros
miseczka chipsów bananowych
niby nie jest źle.
staram sie tak żyć regularnie jeść, ale wydaje mi się że nic nie chudnę, nic po mnie nie widać, i jestem gruba i taka już zostanę. nie wiem czemu mamtakie obawy, wszystko leci mi przez palce
tym pozytywnym akcentem lece spac oczy mi sie zamykają
pozdrawiam